środa, 30 marca 2016

Niezwykła krzywa wieża - recenzja klocków Tobbles



Upatrzone jeszcze, gdy Córa miała ze 2-3 miesiące. Wyczekane, bowiem zakupione dopiero po skończeniu siódmego.Czy spełniły oczekiwania?

wtorek, 29 marca 2016

Gdy dziecko dorasta wbrew rodzicom


Przekorne z mojej strony sformułowanie. Ale czy to tak nie jest właśnie, że te nasze dzieci dorastają tak mimochodem, bez zapytania żadnego a tym bardziej zgody na to. Najpierw małe są, bezbronne, w pełni zależne. I czasem narzekamy na to, że trwa to w nieskończoność, że skończyć by się już mogło, że dłużej to rady już nie damy. A gdy nadchodzi ten moment pierwszy, jeszcze taki nieoczywisty, pierwszej samodzielności, to właśnie my, nie nikt inny, stajemy skutecznie na drodze do samodzielności naszych dzieci.

piątek, 4 marca 2016

I co teraz? (śniadaniowe rozważania przy pankejkach)



Najgorsze są poranki. Bo wiecie, właśnie te pierwsze godziny dnia mają w sobie coś magicznego. Tak jak urok swój mają wspólnie spędzane wieczory, tak i te poranki nieszczęsne nastrajają na resztę dnia, siłę dają. Kitraszenie się w pościeli, przytulaski i całuski. I przez te poranki właśnie płonę coraz słabszym ogniem. Lampka więc świeci. Sprawa bowiem poważna. Wypalam się. I szukam ratunku.

środa, 2 marca 2016

Przy kotlecie o blw słów kilka.



Dziecina nasza jada samodzielnie odkąd skoczyła 5,5 miesiąca. Chociaż należałoby raczej napisać, że całe życie, bo przecież wypijane mleko to również samodzielnie spożywany posiłek ;) Odkąd zaczęła siedzieć, z małymi wyjątkami, podczas wspólnych posiłków sama wybiera to, na co ma ochotę. W pierwszych tygodniach były to zdecydowanie brokuły i bataty, następnie pomidory, arbuz, brzoskwinie itd., zmiennie i zamiennie, bo smaki zmieniają jej się co jakiś czas, chociaż nie ustaje jej miłość względem ogórków, brokułów, pomidorów, papryki i łososia. Ano właśnie, bo nasza córka prócz ryb mięsa żadnego nie jada.

wtorek, 1 marca 2016

Kuchenne perypetie - domowy środek do czyszczenia piekarnika (tani, skuteczny i eko)



Nienawidzę porządków. Uprawiam sprzątanie tak rzadko jak to możliwe. W tej materii o wiele częściej błyszczy mój Mąż. I to nie tak, że porządku nie lubię. Lubię! I to bardzo. Ale jakoś tak żadnej przyjemności nie widzę w ścieraniu kurzy, układaniu książek. A już najbardziej przytłacza mnie konieczność cykliczności. Nawet się człowiek nie nacieszy efektami tej mozolnej pracy. Sobotnie sprzątanie świadomie bojkotuje odkąd dorosłość swoją uskuteczniam we własnym mieszkaniu. Od czasu do czasu jednak napada mnie takie pragnienie, jakby gdzieś w tych gęstwinach drobnoustrojów dybało tylko na odpowiedni moment. Jak  już dopadnie to łatwo nie odpuszcza. I wtedy czując smak wyzwania szaleję bez względu na krople potu wylane.