środa, 27 stycznia 2016

Prezentownik na roczek cz.5 - jeździk

Śnieg topnieje a zębów nowych jak nie było, tak nie ma. I tak to bywa czasem w życiu Matki, że czas odmierza ilością wyrżniętych zębów. Z nowymi czy nie, Dziecina dorasta. Matka stara się dojrzewać również.
I przekornie z dnia na dzień mam poczucie, że to nie my jako rodzice uczymy, a jesteśmy uczeni. Pokory uczę się dzięki temu naszemu Cudowi, szacunku do tego, co mamy. I pewnie, że nie zawsze kolorowo, że ręce i cycki czasem do podłogi sięgają, ale jak dobrze, że to jest, że jest ta nasza Dziecina... Nostalgia mnie rocznicowa dopada więc kiedy indziej o tym więcej. Bo miało być dziś o jeździkach ;)

Wraz z Tatą Dzieciny zakochaliśmy się już czas jakiś w jeździku firmy Villac. Gdzieś mi kiedyś mignął na stronie, któregoś ze sklepów dziecięcych, w których się zaopatrujemy i trzepnęło mnie. Z całym szacunkiem do plastikowych samochodzików (mój brat szalał na nim przez dobrych kilka lat), dzisiaj można (przy odpowiednim zapleczu finansowym) sztampę uczynić czymś bardzo przyjemnym dla oka, jak również dla naszej Pociechy - bo to przecież najważniejsze. Prócz wyglądu, ważne jest wykonanie. Gumowe opony, blaszana karoseria, siedzisko i ta kierownica, echhh ;) Wersji kolorystycznych jest wiele, tak samo jak wielkości, tak więc to odpowiedni prezent nie tylko dla roczniaka, ale też 2- czy 4- latka. 

http://www.dadum.pl/jezdzik-metalowy-nr-1-bialy-vilac.html
 Kolejnym jeździkiem, o którym chce pokrótce wspomnieć jest produkt firmy Gollnest & Kiesel. I szczerze Wam powiem, że nie wiem dlaczego wyglądają jak bracia bliźniacy. Cena niższa, wykonanie podobno tak samo solidne. Tak więc gdyby ktoś nie miał parcia na Villaca, to warto rozważyć samochodziki tej firmy.
http://edukatorek.pl/jezdziki/1118-metalowy-jezdzik-czarna-wyscigowka-retro-gk-14164-gollnest-kiesel.html


I chociaż przekonani byliśmy, że Dziecina niebawem pomykać będzie na takim oto cudeńku wczoraj decyzja zapadła zgoła odmienna. Wybór padł na Wheely Bug. I to nie, że to nas nagle natchnęło, albo jakiś cień wątpliwości padł na raz podjętą decyzję, Skądże znowu. Zmianę decyzji przyniosła Babcia wczorajszego wieczoru wraz z oznajmieniem, że mimo całej miłości Córy do kotów (na szczęście) Dziadkowie nie zakupią jej żadnego imitowanego egzemplarza a w zamian sprezentują jeździk wcześniej wspomnianej firmy. Przyznam, że ulga, którą spowodowało pierwsze zdanie przykryła konieczność zmiany planów. Tak więc Latorośl pomykać będzie na którymś z poniższych. Decyzja co do egzemplarza jeszcze nie zapadła.

Nazwa trochę myląca, pewnie owadzie egzemplarze były pierwsze, bo teraz można znaleźć również mysz, krowę, ale też np. tygryska, pandę czy jeża. Ma 4 obrotowe koła, obicie z ekoskóry, aluminiową rączkę odpowiednio zabezpieczoną, aby była miła w dotyku. Niewiele znalazłam Doczytałam u Wikingowej mamy, aby zwrócić uwagę na rozmiar jeżdzika. Przyjrzę się jeszcze temu zdecydowanie, tymczasem oswajam się z przygarnięciem pod dach takiego oto słodkiego robala ;)

Nie jestem entuzjastą piszcząco-błyskających zabawek, tak więc te proponowane przeze mnie są pozbawione tego typu "udoskonaleń". Jeździki nie są może aż tak bezsprzecznie dobre jak pchacze, jednak i w tym przypadku to dziecko decyduje kiedy i w jaki sposób zacznie z niego korzystać. Względny spokój mi to zapewnia. Na pewno z wrażeń użytkowania przez Córę zdam relację. A jak u was sprawdziły się jeździki? Czy może jesteście ich przeciwnikami?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz