czwartek, 25 lutego 2016

Godzina godzinie nie równa - zabawy sensoryczne



Powrót do pracy, odwiedziny teściowej, poroczkowe wrażenia... O zębach wspominać nie będę ;) Zakręcony czas, za który dziękuje każdego dnia. I jak sobie pomyślę, że taka godzina przy kompie w poszukiwaniu inspiracji, gdy pracowałam jeszcze przed ciążą była dla mnie czymś tak normalnym, że nie czerpałam z niej właściwej radości, to aż poczucie żalu za te wszystkie niewykorzystane godziny serce wypełnia. A teraz wyciskam go do skraju możliwości. Tym razem nie w poszukiwaniu butów czy pomysłów na odmianę fryzury, ale pomysłów jakby tu jeszcze tę moją Dziecinę postymulować w przyjazny dla niej i dla nas sposób.

I tak znowu buszuję wśród zaleceń Montessori. Wrzucam na tablice pomysły godne wykonania, robię notatki, konsultuję ze Ślubnym, a czasem spontanicznie, aby zaskarbić sobie czas na te moje poszukiwania, przenoszę lapka na stół jadalniany, sadzam Dziecię na podłodze w kuchni (bo ciepła) i zerkam jednym okiem na to, co porabia. I zdumiewam się coraz częściej, że ryż i fasola na 20 minut ją tak potrafią zająć, że przerzuca z miski w miskę, że kolejne 20 minut po całej kuchni je rozrzuca tańcząc przy tym, wiergając i krzycząc z radości a ostatnie 20 minut razem ze mną sprząta na zmianę z próbami skitrania jakiejś fasolki w ustach. I powiem Wam, że coraz częściej tak właśnie się zdarza, że ta tak wyczekiwana godzina "dla mnie" zamienia się na godzinę "dla nas" i coraz częściej wcale mi to nie przeszkadza :)











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz